Od jakiegoś czasu na „Netflixie” dostępny jest serial o radośnie brzmiącym tytule „Happy!”. To produkcja stacji telewizyjnej SyFy słynącej z rozmachu przy realizowaniu swoich seriali.
Jeden odcinek trwa około 40 minut i jest to czas wypełniony czarnym humorem w najlepszym wykonaniu, fenomenalnie skonstruowanymi postaciami i dużą (naprawdę bardzo dużą) ilością flaków i krwi. Już po tym, jak zobaczyłam zwiastun tego dzieła, poczułam się na tyle zaintrygowana, żeby wyruszyć w podróż w oparach absurdu razem z Nickiem Saxem i Happy’m. Zaintrygowana to dobre słowo, bo dawno nie trafiło mi się coś, co budziłoby we mnie aż tak skrajne emocje.
Wiecie co w tym serialu jest fajne? Że nie dba się tu o polityczną poprawność, ani wrażliwość widza. A to, czy serial jest dla was, czy nie, odkryjecie już po pierwszej scenie. Jeśli Wam się spodoba – wsiąknęliście na amen. Jeśli zaś uznacie, że jest zbyt dziwna/obrzydliwa/przegięta – po prostu wyłączycie TV. I tyle. To bardzo uczciwe podejście do widza, prawda?
Ale od początku, bo już się rozpędziłam.
O czym?
Akcja dzieje się w Nowym Jorku, który w tym wydaniu jest miastem ponurym i brzydkim. Głównym bohaterem jest Nick Sax, były policjant, który delikatnie rzecz ujmując, odrobinę się stoczył. Aktualnie (poza dużą ilością narkotyków) bierze wszystkie fuchy, jakie wpadną mu w ręce, łącznie z tymi, które zakładają odbieranie komuś życia. A nawet kilku żyć.
I właśnie z powodu takiego zlecenia, Nick pakuje się w niemałe kłopoty.
Podczas nieudanej akcji nasz brudny glina dostaje zawału serca. Kiedy pędzi karetką do szpitala, a sanitariusze szpikują go lekami, jego oczom ukazuje się Happy, czyli niebieski koń, który jednocześnie jest jednorożcem i potrafi latać. (Tak, wiem, co myślicie.
Nick nie ma zielonego pojęcia, czy to, co widzi, to skutek urazu, jakiego właśnie doznał, czy może ilości wypitego alkoholu albo połkniętych prochów. Na szczęście pełen optymizmu, uroczy koniorożec szybko wyjaśnia, jaką ma do niego sprawę.
Happy chce, aby Nick pomógł mu kogoś odnaleźć. Stwór jest wyimaginowanym przyjacielem małej dziewczynki o imieniu Hailey, która została porwana na bożonarodzeniowej imprezce dla dzieci w dość tajemniczych okolicznościach.
Były policjant nie bardzo ma ochotę bawić się w misję ratunkową, ale zarówno Happy, jak i przewrotny los, mają sposób na to, aby go przekonać.
I na litość boską – nie wiem, kto wpadł na zestawienie brudnego, niedomytego, wulgarnego i kompletnie pozbawionego zahamowań gościa, z pluszową maskotką przypominającą odrobinę postać osła ze Shreka – ale naprawdę należy mu się za to wielki szacun.
Ten serial jest zresztą przepełniony takimi właśnie kontrastami, a słowo „równowaga”, czy „poczucie dobrego smaku” jest jego twórcom kompletnie obce.
Wszystkiego jest tu za dużo i uczciwie rzecz ujmując, momentami ciężko to znieść. Przy okazji ciągle zastanawiasz się, co jeszcze bardziej dziwnego i pokręconego może się jeszcze wydarzyć. (A wydarza się naprawdę wiele).
Ogromne plusy „Happy!’ to przede wszystkim to, co cieszy oko (w przerwie między krwią, krwią i jeszcze odrobiną krwi), czyli bardzo dobre ujęcia, efekty specjalne i kreacje aktorskie. Poza wspaniałą robotą, którą wykonał zatrudniony do roli Nicka Saxa Christopher Meloni, na uwagę zasługuje Ritchie Coster, który odgrywa rolę mafijnego szefa Mr. Blue. W jego postaci twórcy upchnęli sporą dozę sprzeczności i kontrastu, a niektóre jego hasła są niemal zerżnięte z Ojca Chrzestnego:
Kolejnym bohaterem, który cieszy nasze oko, jest mistrz tortur – Smoothie. Jego rolę brawurowo odegrał Patrick Fischler. Nie bójmy się powiedzieć – to po prostu psychopata, który radość odnajduje w zadawaniu bólu. W torturowaniu ludzi ciągle przeszkadzają mu jednak bezsensowne polecenia od szefa.
Konwencja „Happy!” jest oparta na absurdzie. Żeby oglądać tego typu twórczość, trzeba mieć naprawdę bardzo otwarty umysł. Nie jest to łatwe. Jednak stacja SyFy dała się porwać wizji Granta Morrisona, człowieka, który stworzył komiks o przygodach Nicka Saxa i chwała im za to!
Dzięki temu „Happy” to kompletna jazda bez trzymanki i serial – naprawdę zawsze to chciałam napisać – NIE DLA LUDZI O SŁABYCH NERWACH.
Poważnie.
Zerknijcie tylko na zwiastun i już będziecie wiedzieć dokładnie, o czym mowa:
Happy! (2017)
gatunek: fantasy, komedia, kryminał
Obsada:
Christopher Meloni jako: Nick Sax / Goose the Toad
Patton Oswalt jako: Happy (głos)
Patrick Fischler jako: Smoothie
Ritchie Coster jako: Francisco Scaramucci / Pan Blue
Lili Mirojnick jako: Detektyw Meredith McCarthy / Merry
Joseph D. Reitman jako: Bardzo zły Mikołaj
Bryce Lorenzo jako: Hailey Hansen
„I na litość boską – nie wiem, kto wpadł na zestawienie brudnego, niedomytego, wulgarnego i kompletnie pozbawionego zahamowań gościa, z pluszową maskotką przypominającą odrobinę postać osła ze Shreka” – Grant Morrison, zwany szalonym Szkotem 😉 Plotki mówią, że on tworzy na haju, jak niegdyś polski Witkacy 😉
PolubieniePolubienie
Jeśli na haju, to wszystko staje się jasne! 😂
PolubieniePolubienie