[J.D. Salinger – „Buszujący w zbożu”]
Ten wpis to nie będzie recenzja, bo takich książek jak „Buszujący w zbożu” się po prostu nie ocenia. Jedyne co można zrobić, to szczerze opowiedzieć o swoich wrażeniach i dobrze naświetlić całą historię autora tej pozycji. I to właśnie spróbuję uczynić.
„Buszujący w zbożu” to opis 48 godzin z życia Holdena Caulfielda. Nastolatka, który został wyrzucony z kolejnej szkoły i delikatnie rzecz ujmując, przechodzi swój pierwszy kryzys emocjonalny.
Na fali buzujących w nim emocji, postanawia opuścić internat, który zamieszkuje i udać się na dziką przygodę do Nowego Jorku, która obejmuje włóczenie się po barach, przeklinanie, spożywanie alkoholu, krytykowanie wszystkiego i wszystkich, pobicie i randki się z dziewczynami (jedna nawet z prostytutką). Musicie przyznać, że to całkiem niezły repertuar przygód, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nasz Holden ma niecałe 17 lat.
Główny bohater znalazł się właśnie w bardzo niewygodnym dla siebie położeniu i śmiem zaryzykować stwierdzenie, że każdy z nas był kiedyś na jego miejscu. Nie jest już dzieckiem, ale nie czuje się jeszcze dorosłym. Pozostaje zawieszony w stanie przejściowym, w którym zadaje sobie miliony pytań na temat swojej dotychczasowej i przyszłej egzystencji, kwestionuje wszystko to, co go otacza i ma serdecznie dość wszechobecnego fałszu.
Słowo „phoney” (fałszywy) trafiło zresztą do codziennego użytku w Stanach Zjednoczonych właśnie dzięki postaci Holdena. I mocno wybrzmiewa zwłaszcza dzisiejszych czasach, kiedy wszystko zdaje się być jeszcze bardziej phoney niż było w ówczesnych czasach.
Dla chłopaka jedyną prawdziwą, pewną i stałą rzeczą, jest miłość do młodszej siostry Phoebe. Nie bez przyczyny to właśnie ją upatruje sobie jako swoje oczko w głowie. Mała siostrzyczka jest uosobieniem wszystkiego, co Holden uważa za wspaniałe: jest błyskotliwa, szczera i naturalna. To właśnie dzieci w książce Salingera są bytami najbardziej zbliżonymi do ideałów.
Skąd tytuł „Buszujący w zbożu”?
Wszystko wyjaśnia ten fragment książki, w którym Holden rozmawia ze swoją siostrą: „(…) W każdym razie wyobraziłem sobie gromadę małych dzieci, które bawią się w jakąś grę na ogromnym polu żyta. Tysiące malców, a nie ma przy nich nikogo starszego, nikogo dorosłego… prócz mnie, oczywiście. A ja stoję na krawędzi jakiegoś straszliwego urwiska. Mam swoje zadanie: muszę schwytać każdego, kto się znajdzie w niebezpieczeństwie, tuż nad przepaścią. Bo dzieci rozhasały się, pędzą i nie patrzą, co tam jest przed nimi, więc ja muszę w porę doskoczyć i pochwycić każdego, kto by mógł spaść z urwiska. Cały dzień, od rana do wieczora, stoję tak na straży. Jestem właśnie strażnik w zbożu. Wiem, że to wariacki pomysł, ale tylko tym naprawdę chciałbym być. Wiem, że to wariacki pomysł(…).”
To po pierwsze.
A po drugie Salinger inspirował się także tytułem pieśni Burnsa „Comin’ Through the Rye”, z której cytat pojawia się również w książce. Mały chłopiec, którego Holden spotyka w Nowym Jorku nuci pod nosem: „Jeśli spotka człek takiego, co buszuje w zbożu…”, co budzi zachwyt naszego głównego bohatera.
To śmieszne, bo zanim dowiedziałam się o czym jest ta książka, dokładnie tak – bardzo dosłownie – wyobrażałam sobie jej fabułę: jako historię chłopca, który buszuje w zbożu i odkrywa tam nie wiadomo co. Ze względu na ten tytuł wydawało mi się również, że książka ta jest przeznaczona dla dzieci. O ja głupia i niedouczona. Źle mi się wydawało.
Najbardziej znany odludek na świecie

Stworzony na okładkę magazynu „Time”, portret Salingera z 1961 roku autorstwa Roberta Vickreya
Zaraz po tym, jak ukazał się w latach 50. „Buszujący w zbożu” stał się lekturą zakazaną i napiętnowaną. Może ma to związek z nastolatkiem spożywającym znaczne ilości alkoholu, palącym papierosy i przeklinającym ponad miarę, a może po prostu obraz społeczeństwa przedstawiony w książce nie spodobał się światłym tego narodu.
W każdym razie licea skrupulatnie dbały o to, żeby powieść Salingera nie trafiała w ręce uczniów, a nauczyciele, którzy na swoich lekcjach odważyli się omawiać książkę Salingera, byli zwalniani. Oczywiście im mocniej działała cenzura, tym bardziej wszyscy chcieli tę książkę mieć.
Ci, którym przyszło żyć w tamtych czasach wspominają, że kiedy już w końcu była dostępna w szkolnej bibliotece i tak trzeba było o nią poprosić szeptem, aby nikt nie usłyszał.
„Buszujący w zbożu” okazuje się absolutnym literackim fenomenem, ludzie kupują książkę na potęgę. Sprzedaż sięga setek tysięcy egzemplarzy. I nagle jej autor znika.
Jak? Po co? Dlaczego? Właściwie nigdy nie poznaliśmy odpowiedzi na te pytania. Wiemy jedynie, że J.D. Salinger był nazywany najbardziej znanym odludkiem na świecie.
Co jeszcze wiemy o Salingerze? Jeśli chodzi o czasy sprzed „Buszującego w zbożu” – całkiem sporo. Jeśli o te już po – prawie nic.
Jego ojciec Sol Salinger był Żydem, który w Nowym Jorku prowadził swój sklep z mięsem. I to właśnie z ojcem Salingerowi było nie po drodze. Jeszcze przed tym, jak napisał „Buszującego…” Salinger na prośbę swojego ojca odwiedził Polskę, a dokładniej Bydgoszcz.
Jak miał potem opisywać: „musiałem też terminować w przetwórni szynek w Polsce… Ostatecznie na parę miesięcy wylądowałem w Bydgoszczy, gdzie mordowałem świnie i pchałem lory przez śnieg w towarzystwie grubego majstra, który nieustannie zabawiał mnie strzelaniem ze swej śrutówki do wróbli, do żarówek i do kolegów z pracy”.
Salinger senior chciał, aby jego syn pomagał mu w pracy. Temu jednak nie bardzo się to podobało. Miał inne pasje, takie jak pisanie, czy aktorstwo.
Kiedy jednak (oczywiście z powodu ojca) okazało się, że nie może realizować się jako aktor, J.D. był zmuszony wstąpić do szkoły wojskowej w Pansylwanii. To tam zaczął więcej pisać. I to właśnie w tym punkcie co uważniejsi czytelnicy dopatrują się podobieństwa autora do Holdena Caulfielda. Bo Salinger bardzo trafnie opisuje rzeczywistość funkcjonowania w zamkniętej szkole z internatem.
Po wybuchu II wojny światowej, pisarz musiał wstąpić do wojska, a wydarzenia, które w wyniku tego nastąpiły, ukształtowały jego wrażliwą psychikę (brał m.in. udział w lądowaniu w Normandii i wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Dachau). Przez piętno, jakie odcisnęła na nim wojna Salinger miał problem z tym, aby odnaleźć się w życiu. Często zmieniał miejsce zamieszkania, a także styl życia i wyznanie (był m.in. buddystą i scjentologiem).
Salinger miał trzy żony, wszystkie były znacznie młodsze od niego: Colleen O’Neill (od 1988 do 2010), Claire Douglas (od 1955 do 1967), Sylvia Welter (od 1945 do 1947) i dwoje dzieci – syna Matta i córkę Margaret.
Po sukcesie z lat pięćdziesiątych autor otrzymał (i odrzucił) liczne oferty przeniesienia „Buszującego w zbożu” na wielki ekran. Nigdy więc nie doczekaliśmy się filmu, który otrzymałby błogosławieństwo pisarza. Smutek jest tym większy, że „Buszujący…” jest jedyną wydaną powieścią Salingera.
J.D. Salinger żył w odosobnieniu przez niemal 50 lat i był znany z tego, że nie chciał być znany. Pozywał wszystkich, którzy ośmielili się zrobić mu zdjęcie i je opublikować. Ostatnie dzieło opublikował w 1965 roku, ostatniego wywiadu udzielił w 1980 roku. Potem nastała cisza. J.D. przeniósł się również z zatłoczonego Nowego Jorku do małego miasteczka Cornish w stanie New Hampshire. Gdzie zmarł śmiercią naturalną w wieku 91 lat.
W 2013 roku nakręcono film dokumentalny o tajemniczym życiu J.D. Salingera, który polecam wam obejrzeć:
A na koniec mam dla Was bonus. To 10 cytatów z książki Salingera, które najbardziej do mnie trafiły.
10 złotych myśli Holdena Caulfielda
1. Stale muszę powtarzać: „Bardzo mi przyjemnie…” facetom, z którymi spotkanie wcale mi nie robi przyjemności. Ale jeżeli chcesz, bracie, żyć, musisz te komedie odgrywać.
2. Dopiero wtedy wiem, że mnie książka naprawdę zachwyciła, jeżeli po przeczytaniu myślę o jej autorze, że chciałbym z nim się przyjaźnić i móc po prostu telefonować do niego, ile razy przyjdzie mi ochota.
3. Nie powinno się być ani trochę tchórzem. Jeżeli sytuacja tak wygląda, że należy komuś dać w szczękę i jeżeli czujesz po temu ochotę – powinieneś, bracie, walić i nie pytać.
4. I ten gość w którymś momencie mówi, że kobiece ciało jest jak skrzypce i tylko prawdziwy wirtuoz potrafi na nim zagrać. To była denna książka – wiem – ale ten kit o skrzypcach utkwił mi w głowie.
5. Tak właśnie bywa z dziewczętami. Wystarczy, że któraś umie coś robić z wdziękiem, a choćby nie była wcale bardzo ładna, choćby była głupawa – zakochuję się czy coś w tym rodzaju, i już sam nie wiesz, co się z tobą dzieje. Dziewczyny. Jezu Chryste. Umieją człowieka do wariactwa doprowadzić.
6. Większość ludzi ma bzika na punkcie samochodów. Martwią się najlżejszym zadrapaniem lakieru, ustawicznie gadają o tym, ile mil przejechali na jednym galonie benzyny, a ledwie kupią sobie nowiuteńki wóz, już zaczynają myśleć, jak by tu go zamienić na jeszcze nowszy. To wreszcie wcale nie znaczy, żebym przepadał za starymi wozami. W ogóle samochody mnie guzik obchodzą. Wolałbym mieć konia. Koń ma w sobie przynajmniej coś ludzkiego.
7. Tak jestem zgnębiony, że nie chcę się poruszać. Nie chcę żadnym poruszeniem przerywać zgryzoty.
8. Nie ma na świecie nocnego lokalu, w którym by można długo wysiedzieć na trzeźwo. Chyba że jest z tobą dziewczyna naprawdę zabójcza.
9. Diabelnie mnie złoszczą takie rzeczy, kiedy ktoś mówi, że kawa jest gotowa, a naprawdę dopiero się bierze do zaparzenia tej kawy.
10. Mam nadzieję, że kiedy naprawdę wykituję, ktoś pójdzie po rozum do głowy i po prostu wyrzuci mnie do rzeki czy gdzieś. Niech robią ze mną, co im się podoba, byle nie zakopywali mnie na tym cholernym cmentarzu. Ci wszyscy ludzie, którzy potem przychodzą w niedzielę i kładą ci na brzuchu wiązankę kwiatów! Te wszystkie ceregiele! Po co nieboszczykowi kwiaty? Po nic.
[OPIS WYDAWCY: Bohaterem ‚Buszującego w zbożu’ jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni ‚buszuje’ po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe… ]
J.D. Salinger
„Buszujący w zbożu”
Data wydania na świecie: 1951
Data wydania w Polsce: 1961
AKCJA #100DOBRYCHTYTULOW – TUTAJ DOWIESZ SIĘ, O CO CHODZI
[…] O chłopcu, który za dużo przeklinał […]
PolubieniePolubienie