Czy każda kobieta musi mieć męża i dziecko?

Tym wpisem chcę rozpocząć cykl: Dobre Tytuły polecają na wakacje. Raz na dwa tygodnie będę rekomendować Wam kilka książek z jednego gatunku, które można ze sobą zabrać na odpoczynek w górach, nad morzem, czy w rodzinnych ogródkach działkowych obok Sosnowca (zwanych w skrócie RODOS). Dzisiaj będzie to szeroko rozumiana kobieca literatura obyczajowa.  

Wiem, że ten tytuł sugeruje, że zaraz odbędzie się tyrada o feminizmie, wolnym wyborze, rolach społecznych i innych tego typu sprawach. Więc na dzień dobry odpowiem na pytanie zadane powyżej „czy każda kobieta musi mieć męża i dziecko?”.

Uwaga, odpowiadam. I zrobię to tak szczerze, jak tylko umiem:

NIE WIEM.

Bo to jest, a przynajmniej powinna być sprawa osobista. I naprawdę pytanie/namawianie/wytykanie palcami, jest tak samo stosowne, jak pytanie codziennie rano kolegi z pracy, jaki dziś wyszedł mu stolec. Wiem, że dużo ludzi tłumaczy takie pytania i nagabywania troską. Ale ja to widzę tak: jeśli się o nią troszczysz, to zrób jej rosół, kiedy ma grypę, a nie pytaj, kiedy zmieni stan cywilny i nie rozliczaj jej jajników z tego, ile jajeczek będą w stanie jeszcze wyprodukować. Ok?

W związku z powyższymi poglądami, często ubolewam nad tym, czego uczy nas literatura kobieca. Bo oto we wszystkich niemal książkach pojawia się konstrukt: kobieta na zakręcie (oczywiście najczęściej piękna, młoda i inteligentna) czuje się zagubiona, nie ma w swoim życiu żadnego celu (a czasem ma tylko jeden: znaleźć miłość), próbuje schudnąć, przytyć, schlać się z przyjaciółmi (często wszystko naraz).

i…. PYK!

Nagle wszystko zmienia się jak za dotknięciem magicznej różdżki! Bo oto kobieta poznaje swoją wielką miłość! Ten mężczyzna wprowadza do jej życia barwy, plany na przyszłość i szczęście! Bez mężczyzny? Tylko marazm. Na palcach jednej ręki mogę policzyć tzw. babskie książki, z których można wyciągnąć trochę więcej. I właściwie trochę w tym wpisie właśnie to zrobiłam.

A co po ślubie?

Dlaczego lubię Jojo Moyes? Po pierwsze: bo potrafi pisać.

(Co niestety nie jest aż tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Chyba najwięcej grafomanek rozwinęło swoje skrzydła w gatunku kobiecej literatury obyczajowej. I proszę, nie bijcie. Tak właśnie sądzę).

Po drugie dlatego, że nawet, jeśli ostatecznie sprawy kończą się dobrze, to zwykle prowadzi do nich choć trochę wyboista droga. I dokładnie tak jest w książce „Razem będzie lepiej” . Mamy trochę życiowych przejść i właściwie widzimy, co może się wydarzyć po tym, jak już ludzie wezmą ze sobą ślub. Bo czasem okazuje się, że twój książę właśnie po założeniu obrączki, z powrotem zmienił się w żabę…

Do tego styl autorki jest lekki i dobry, a między całkiem poważne życiowe dylematy, potrafi wpleść trochę humoru. Bardzo polecam!

99906327415

[OPIS WYDAWCY: Jess nie należy do kobiet, które łatwo się poddają. Na miejscu Jess każdy miałby dosyć. Pracy na dwa etaty, chodzenia przez cały rok w jednej parze dżinsów, kupowania najtańszych jogurtów na promocji w supermarkecie i wybaczania byłemu mężowi, że nie płaci alimentów.

Jednak Jess nie należy do kobiet, które łatwo się poddają. „Damy sobie radę” mogłaby mieć wydrukowane na koszulce. Kiedy okazuje się, że jej córka ma szansę na zdobycie stypendium w wymarzonej szkole, gotowa jest ruszyć na drugi koniec kraju, zabierając ze sobą:

1. jednego problematycznego nastolatka,
2. jedną wybitnie uzdolnioną dziewczynkę z chorobą lokomocyjną,
3. jednego kudłatego psa o wielkim sercu.
Oraz…
4. przypadkowo spotkanego mężczyznę na życiowym zakręcie, który w krytycznym momencie wyciąga do nich pomocną rękę.

Czy wspólna podróż pokaże im, że… razem będzie lepiej?]

Jojo Moyes
„Razem będzie lepiej”
Tłum.: Nina Dzierżawska
Wydawnictwo Znak Literanova
Premiera: 3 marca 2016

Stephen King literatury dla kobiet

Jest taki pan, który ma łeb jak sklep, potrafi całkiem nieźle pisać, a jego książki mi się podobają. I jeśli myślicie, że to o Kingu… to trochę macie rację. Ale w świecie kobiecej literatury obyczajowej, rolę tę pełni Nicholas Sparks. Facet ma bardzo wypchane już konto, a jego powieści rozchodzą się jak cieplutkie bułeczki. Co więcej, na podstawie prawie każdej książki, powstaje całkiem niezły film.

Sparks potrafi naprawdę pięknie pisać o miłości. I nie robi tego w sposób płytki i sztampowy (choć używa czasem górnolotnych frazesów). W jego książkach pojawiają się różnej maści problemy, z którymi muszą mierzyć się bohaterowie, od chorób, przez zdrady, aż po śmierć.

Jeśli miałabym wybrać jedną książkę (poza „Pamiętnikiem” of kors, bo to chyba najbardziej znana i poczytna książka Sparksa) zdecydowałabym się na „Najdłuższą podróż”. I tę właśnie wam polecam.

najdluzsza-podroz-b-iext46671525

[OPIS WYDAWCY: Ira Levinson ma za sobą wiele lat życia, przed sobą – zgodnie z diagnozą lekarzy – zaledwie kilka miesięcy. Kiedy w wyniku wypadku zostaje uwięziona we wraku samochodu, wspomina całe swoje życie, wypełnione miłością do nieżyjącej już żony.

Cztery miesiące wcześniej Sophia, studentka historii sztuki, poznaje Luke’a, młodego kowboja z rodeo. Ich wzajemna sympatia szybko przeradza się w głębsze uczucie, choć dzieli ich wszystko. Czy będą umieli zawalczyć o wspólną przyszłość?]

Nicholas Sparks
„Najdłuższa podróż”
Tłum.: Jacek Manicki, Anna Dobrzańska
Wydawnictwo Albatros
Premiera: 16 kwietnia 2014

Nawet najbardziej niepozorna decyzja wpływa na nasze życie

Witkiewicz to kolejna w tym zestawieniu pani od spraw kobiecych, która po prostu potrafi dobrze pisać. Jej poczucie humoru zawsze do mnie trafia i choć (czego zapewne już się domyśliliście) nie jestem typową czytelniczką kobiecej literatury obyczajowej, z jej książkami zawsze miło spędzam czas.

241172

[OPIS WYDAWCY: Drzewo czereśni potrzebuje innego drzewa, aby rosnąć i dawać owoce. Tak jak człowiek, gdy kocha – rozkwita.

Zosia Krasnopolska otrzymuje w spadku od pani Stefanii zrujnowaną willę w Rudzie Pabianickiej. Rudera okazuje się domem z duszą uwięzioną w dalekiej przeszłości. Stary dom otoczony sadem – niegdyś bardzo piękny – kryje sekrety swoich mieszkańców. Zosia powoli zgłębia jego tajemnice. Kiedy na jej drodze pojawi się Szymon, odkryje najważniejszy sekret: dowie się, czym są prawdziwa przyjaźń oraz miłość. Zrozumie, że tak jak drzewa czereśni muszą rosnąć obok siebie, by wydać owoce, tak ludzie muszą się kochać, by ich wspólna droga przez życie miała sens.

Powieść o przeszłości zaklętej w każdym dniu i o darach, które otrzymujemy od losu, jeśli patrzymy także sercem…

Najnowsza powieść Magdaleny Witkiewicz to historia o tym, że nawet najbardziej niepozorna decyzja wpływa na nasze życie, a przeszłość zawsze wybrzmiewa w teraźniejszości.]

Magdalena Witkiewicz
„Czereśnie zawsze muszą być dwie”
Wydawnictwo Filia
Premiera: 10 maja 2017

Czy każdy z nas ma swoją „drugą połówkę”?

I znowu pojawia się pytanie, na które mam jedną odpowiedź: NIE WIEM. Co nie zmienia faktu, że „Love, Rosie” pozwala choć na chwilę w taką teorię uwierzyć.

To jest dobra książka przede wszystkim dlatego, że pokazuje perypetie bohaterów na przestrzeni lat. A to zawsze zaleta. Bo okazuje się, że robiąc coś, coś w krótkiej i banalnej książce o miłości przekreśla twoje szanse na szczęście, w takiej książce ma szanse się obronić.

Temat miłości, która rodzi się z relacji przyjacielskiej można uznać za oklepany, jednak Ahern, swoimi umiejętnościami i warsztatem sprawia, że wcale tak nie jest.

i-love-rosie

[OPIS WYDAWCY:  Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex znajdą w sobie dość odwagi, żeby spróbować się o tym przekonać?

Czy warto czekać na prawdziwą miłość? Czy każdy z nas ma swoją „drugą połówkę”? Może dowiemy się tego po lekturze tej ciepłej i wzruszającej powieści.]

Cecelia Ahern „Love, Rosie”
(czyli „Na końcu tęczy”)
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Wydawnictwo Akurat
Premiera: 3 grudnia 2014

Komedia romantyczna nowego pokolenia

Łatwo jest być singielką, kiedy masz 20 lat. Sprawy mają się nieco inaczej, kiedy zbliżasz się do 30-tki. Nagle każdy martwi się, że twój zegar biologiczny tyka, a ty nie zdążysz posiąść męża i urodzić mu gromadki dzieci. Mniej więcej w takim momencie życia poznajemy główną bohaterkę książki „Hot Mess” – Ellie Knight.

Dziewczyna ma pracę, którą średnio lubi, mieszka w Norze ze współlokatorami i namiętnie chodzi na nieudane randki, kompletnie nie rozumiejąc, czemu nie może znaleźć swojej drugiej połowy. W randkowych poczynaniach bardziej lub mniej dopingują ją przyjaciele i siostra.

Ellie od wszystkich słyszy to samo: „Nie martw się, jakoś to będzie. Na pewno kogoś znajdziesz”. Tak jakby posiadanie chłopaka sprawiało, że nagle wszystkie problemy znikają i potem pozostaje już tylko przytulanko nad brzegiem jeziora (jak na głównym zdjęciu w tym tekście).

Książka „Hot mess” na pewno nie podąża wytartym szlakiem, którym zwykle porusza się literatura dla kobiet. Tu wszystko jest odrobinę inaczej. Dla mnie to nie jest książka o desperackim poszukiwaniu miłości, tylko o definiowaniu własnej tożsamości. I o tym, jak żyć po swojemu, nie dając się przekonać, że to co dobre dla innych, musi być dobre też dla nas.

Czasem rozważania naszej Ellie są płytkie, jak kałuża po 5-minutowej ulewie. Ale to nie szkodzi, bo bohaterka często jest za to zabawna i odrobinę kontrowersyjna, a styl autorki pozwala „przewietrzyć” głowę i po prostu przy lekturze odpocząć. Ogólnie rzecz ujmując „Hot Mess” jest bardzo strawną wakacyjną lekturą, dającą nawet odrobinę do myślenia.

HOT_MESS_OKLADKA_front-768x1115

[OPIS WYDAWCY:  Świetna propozycja dla fanów serialu „Dziewczyny” i kultowej powieści manifestu „Jak być kobietą” Caitlin Moran. Opowieść o perypetiach singielki, z którą utożsami się każda milenialka. Miażdży pragnienia Bridget Jones i Carrie Bradshaw!

Czy zamiast spotkania z ludźmi wolisz łóżko, Netflix i pizzę?
Czy zdarzyło ci się przyjść na niedzielny obiad, woniejąc sobotnią nocą?
Twoje mieszkanie zarosło pleśnią, ale nie chce ci się wyprowadzać, bo jest tanie?

Poznaj Ellie Knight, swoją bratnią duszę. Ellie Knight jest taka jak ty. Jej życie nie układa się tak, jak to sobie wyobrażała. Ktoś powie, że Ellie to typowa hot mess, ale spójrzmy prawdzie w oczy: przecież każdy z nas bywa w totalnej rozsypce. Nienawidzi swojej pracy, wciąż jest singielką, choć jej przyjaciele jak na złość łączą się w pary i zakładają rodziny, a współlokatorzy są… no, dziwni.

Ellie siedzi właśnie na zapleczu baru i obżera się nutellą, bo facet, z którym umówiła się na randkę w Walentynki, wystawił ją do wiatru. Synonimem „singla” nie zawsze musi być „samotny”, prawda? Ellie wraca do domu, do swoich osobliwych współlokatorów. To normalne, że w każdym kącie mieszkania rośnie czarna pleśń, prawda? Ma kaca giganta, ale mimo to wlecze się do pracy w biurze, którą już dawno powinna była rzucić. Bo chyba każdy nienawidzi swojej pracy, prawda?

Owszem, życie Ellie nie przebiega zgodnie z tak zwanym planem, ale doskonałość jest przereklamowana…]

Lucy Vine
„Hot Mess”
Tłum.: Jacek Żuławnik
Wydawnictwo Burda Książki
Premiera: 9 maja 2018

Książkę „Hot Mess” przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Burda Książki

Chcesz być na bieżąco? Wpadnij na mojego Facebooka!

Lubisz oglądać ładne obrazki? Zajrzyj na mój Instagram!