Jestem w takim wieku, że wszyscy moi znajomi biorą śluby i rodzą dzieci. Dzięki temu mają zajęcie na co najmniej kilkanaście najbliższych lat, sprawiając, że rodzina, staje się centrum ich świata. Bo najpierw trzeba to dziecko urodzić, potem wychować i zapewnić wykształcenie, zadbać o jego rozwój, zadbać o siebie, troszczyć się zdrowie męża/żony i o związek.
Na tym etapie życia nikt nie rozmawia, ani nawet nie myśli o tym, co będzie „potem”.
Jakie potem mam na myśli? Takie, w którym wymarzony mąż okazuje się jednak nie być tym jedynym i trzeba się z nim rozwieść, a dzieci, tak wspaniałe i dobrze wychowane, któregoś dnia wyprowadzają się z domu. I co wtedy? Jak to ogarnąć? Tego możemy spróbować dowiedzieć się z książki, o której tu dzisiaj mowa.
Tytułowa „Pani Fletcher” to tak naprawdę Eve – tak zwana kobieta po przejściach. Naszą bohaterkę poznajemy w momencie, w którym jej syn Brendan wybiera się na studia. Pani Fletcher całą tę wielką wyprowadzkę przeżywa z trzech powodów:
- jest rozwódką, a to oznacza, że będzie mieszkać całkiem sama
- usłyszała, jak jej syn dość wulgarnie odnosi się do swojej licealnej miłości i zmarnowała okazję, aby mądrze z nim o tym porozmawiać
- Eve chciałaby mieć kogoś do kochania, a nie jest to takie proste
Pierwszą osią tej opowieści jest życie głównej bohaterki. Eve stara się na nowo znaleźć swoje miejsce. Pracuje w centrum seniora, wieczorami wychodzi na baru, a dodatkowo postanawia się zapisać na zajęcia na temat modnej ostatnio ideologii gender. To właśnie dzięki nim, Eve odkryje tę stronę swojej osobowości, o której istnieniu nie miała pojęcia.
Na uczelni pani Fletcher poznaje także mieszankę niezwykle ciekawych ludzi. Stylową doktor Fairchild, która była kiedyś mężczyzną, Juliana – rówieśnika syna Eve, który też nie może odnaleźć swojej drogi w życiu, wrażliwego Dumela i rubasznego Barry’ego. Do tej wesołej kompanii raz po raz dołącza także Amanda, dziewczyna, która pracuje w centrum seniora razem z Eve.
Główna bohaterka ma także jeden wstydliwy nałóg. Wieczorami wchodzi do świata internetowej pornografii i oddaje mu się bez reszty.
Druga oś „Pani Fletcher” to wątek Brendana. Młodzieniec radzi sobie na pierwszym roku studiów jak może. Nie wychodzi mu to jednak najlepiej. Dlaczego? Z dwóch powodów: po pierwsze nie grzeszy inteligencją, a po drugie: naoglądał się za dużo filmów pornograficznych i ma problem z tym, aby pojąć, że prawdziwe życie nie wygląda jak to na ekranie komputera.
To kiepskie przystosowanie do życia w społeczności studenckiej okazuje się być brzemienne w skutkach i Brendan szybko popada w kłopoty, z którymi nie potrafi sobie poradzić.
Książka Toma Perrotty to dla mnie po prostu opowieść napisana zrozumiałym językiem. W trakcie czytania kolejnych stron poznajemy naszych bohaterów coraz lepiej, zaczynamy rozumieć ich motywacje i potrzeby. Mamy także wgląd w relacje, które ich łączą. A te są arcyciekawe.
To, co zaskoczyło mnie najbardziej, w tej lekkiej mimo wszystko książce, to fakt, że Perrotta nie boi się trudnych tematów. Bez ogródek pisze o uzależnieniu od pornografii, seksie, depresji, śmierci, trudnych przeżyciach i życiowych zakrętach. Nie ma w tym ani trochę patosu i wymądrzania się. Ot, po prostu, autor dobrze wie, że w pewnym sensie wszystkie wymienione wyżej elementy, stanowią część naszego życia.
Cała książka skonstruowana jest tak, że czyta się ją szybko i przyjemnie. Do Perrotty mam tylko jeden zarzut. Tam, gdzie można się było rozpisać i wrzucić bardzo ciekawy i ważny wątek do książki, autor po prostu zafundował nam przeskok w czasie. Trochę tak, jakby szybko chciał skończyć książkę, a nie miał pomysłu, jak wypełnić jej ostatnie strony.
Nie zmienia to faktu, że „Pani Fletcher” to lektura, którą warto polecić, zwłaszcza na wakacyjne wieczory przy zimnym białym winie.
[OPIS WYDAWCY: Kiedy jej syn wyjeżdża na studia, Eve, wciąż atrakcyjna rozwódka, wreszcie ma czas tylko dla siebie i zyskuje wolność, której do tej pory tak naprawdę nie zaznała. Niemal przypadkiem zaczyna odkrywać świat internetowej pornografii i niekonwencjonalnego seksu.
Coś, co kiedyś było dla niej nie do zaakceptowania, teraz okazuje się pociągające i wyzwalające. Eve musi się odnaleźć w czasach Tindera i gender studies, aby zrozumieć, czego tak naprawdę potrzebuje.
Tymczasem jej rozpieszczonego syna czeka na kampusie bolesne zderzenie z rzeczywistością. Okazuje się, że znana mu z filmów porno wizja intymności nie ma nic wspólnego z tym, jak wyglądają prawdziwe relacje z kobietami.
Pełnokrwista, podszyta cierpkim humorem powieść Toma Perrotty to błyskotliwy komentarz do skomplikowanej obyczajowej panoramy naszych czasów.]
Tom Perrotta
„Pani Fletcher”
Tłum.: Mateusz Borowski
Wydawnictwo Znak Literanova
Premiera: 1 sierpnia 2018
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak Literanova