Jenny Blackhurst – „Czarownice nie płoną” [RECENZJA]

„Czarownice nie płoną” to druga książka Jenny Blackhurst dostępna na polskim rynku. Poprzednia „Zanim pozwolę ci wejść” (której recenzję przeczytacie tu) spotkała się z ciepłym przyjęciem czytelników. Nie dziwi więc, że i ta nowość wzbudza spore zainteresowanie.

Książka „Czarownice nie płoną” koncentruje się na historii 11-letniej Ellie, która straciła całą swoją rodzinę w pożarze. Dziewczynka mieszka w rodzinie zastępczej w małej miejscowości Lichota. Ze względu na swoją przeszłość, a także dość nietypowy sposób bycia, Ellie jest wyśmiewana i prześladowana w szkole.

Jedyne oparcie dziewczynka znajduje w Mary, swojej przyrodniej siostrze, z którą teraz dzieli dach nad głową. 15-latka zdaje się mieć na Ellie bardzo dobry wpływ. Jednak mimo tego w otoczeniu 11-latki ciągle dzieją się dziwne i niewyjaśnione rzeczy, które chwilami potrafią być także śmiertelnie niebezpieczne. Dziewczynka cieszy się bardzo złą opinią, a większość dorosłych, z którymi ma do czynienia po prostu się jej boi.

Ta sytuacja ulega jednak zmianie, kiedy do miasta przyjeżdża Imogen Tandy – trzydziestokilkuletnia pani psycholog.  Tandy wychowywała się w Lichocie, jednak nie wspomina tego miasta zbyt dobrze. Ze względu na skomplikowaną sytuację związaną ze swoją pracą i mieszkaniem w Londynie, wraz z mężem decyduje się wrócić do rodzinnego domu odziedziczonego po matce.

Wraz z pierwszym spotkaniem Ellie i Imogen zaczyna się historia, która nie dla wszystkich skończy się dobrze.

Gatunek, jakim można by było określić tę książkę to thriller z elementami horroru. Choć ten horror jest tu obecny głównie za sprawą budowania napięcia przez autorkę. I, tak jak w poprzedniej swojej książce, także i w tej Blackhurst robi to bardzo sprawnie.

Autorka opowiada bardzo prostą i mało złożoną historię, w książce nie ma zbyt wielu wątków. To sprawia, że „Czarownice nie płoną” jest miłym czytadłem, z którym można „uporać się” w kilka godzin. W szybkim czytaniu pomagają krótkie rozdziały, które są oznaczane imionami bohaterów. Choć tutaj autorka zdaje się być niekonsekwentna – zarówno pod względem prowadzonej przez siebie narracji, jak i w kwestii opisywania poszczególnych rozdziałów. Pomiędzy tymi „imiennymi” są pojedyncze w ogóle nie opisane. Stąd momentami w czytanie zakrada się chaos i trzeba poświęcić trochę czasu, aby wrócić na te dobre fabularne tory.

Mocnymi punktami tej książki są niewątpliwie główne bohaterki. Imogen ma poważne problemy wynikające z tego, jak przebiegało jej dzieciństwo. Choć bardzo chce stworzyć ze swoim mężem prawdziwą rodzinę, ma z tym problem i jest pełna obaw. Bohaterka dostała od autorki wiele cech, które są niejednoznaczne. Kobieta ma obsesję na punkcie pomagania dzieciom właśnie ze względu na to, że jej, jako dziecku, nie pomógł nikt. To niejednokrotnie rzuca cień na relacje, które nawiązuje ze swoimi pacjentami. Imogen niebezpiecznie mocno się w nie angażuje, a to – jak wiemy – nigdy nie kończy się dobrze.

Na drugim biegunie mamy Ellie – 11-latkę, która opisana jest tak, że aż się prosi, aby stanąć w jej obronie. Do samego końca nie wiemy, na ile wszystkie plotki krążące o niej w mieście są prawdą, a na ile wymysłem ludzi, którzy są dziewczynce nieprzychylni. I ten element sprawnie wykorzystuje autorka raz po raz podsuwając nam nowy pomysł na to, jak należy postrzegać tę dziwną dziewczynkę oskarżaną o bycie czarownicą.

W pewnym momencie lektury miałam wrażenie, że nikt (no, może poza mężem Imogen – Danem) nie jest zdrowy psychicznie. Nie wiem, na ile sprawiła to konstrukcja samych bohaterów i fabuły, a na ile to po prostu moje odczucie. Ale na litość boską, żaden z bohaterów zdaje się nie widzieć, co to jest zdrowy rozsądek.

Największy żal mam do zakończenia książki, które tak naprawdę sprawia, że w głowie czytelnika pojawia się jeszcze więcej pytań. Kompletnie zmienia ono odbiór wszystkiego, co się do tej pory przeczytało. „Czarownice nie płoną” to w związku z tym książka, którą śmiało można przeczytać dwa razy i za każdym razem odebrać ją inaczej. Dla jednych ta cecha będzie plusem, dla mnie to niestety minus. Nie zmienia to faktu, że wszyscy fani gatunku, a już na pewno fani Jenny Blackhurst nie będą zawiedzeni lekturą książki.

czarownice-nie-plona-b-iext53032212-1

[OPIS WYDAWCY:  Ellie jako jedyna ocalała z pożaru, który zabił całą jej rodzinę. Doktor Imogen Reid, pracująca z nią psychoterapeutka, jest przekonana, że to po prostu załamane i wściekłe dziecko, które stara się poradzić sobie ze stratą. Ale zarówno przybrani rodzice Ellie, jak i nauczyciele zaczynają się jej bać. Kiedy dziewczynka traci panowanie nad sobą, dzieją się niewytłumaczalne i złe rzeczy. A Imogen zaczyna grozić śmiertelne niebezpieczeństwo…]

Jenny Blackhurst
„Czarownice nie płoną”
Tłumaczenie: Izabela Matuszewska
Wydawnictwo Albatros
Premiera: 3 października 2018

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Albatros

logotyp-albatros

Chcesz być na bieżąco? Wpadnij na mojego Facebooka!

Lubisz oglądać ładne obrazki? Zajrzyj na mój Instagram!

Reklamy